Blue Angel
~*~
Harry z
Hermioną pobiegli do Rona, wołając:
- Ron! Ron!
Rudzielec
się odwrócił, trochę się zmieszał, bo w końcu nikt jeszcze nie wiedział, że
znalazł sobie drugą połówkę.
- Emmm… No
hej. No to jest moja, ymmmm… dziewczyna. – ostatnie słowo było prawie
niedosłyszalne. – Kate, to moi przyjaciele, chyba ich znasz. – To było już
pewniej powiedziane przez Rona. Miał nadzieję, że jego przyjaciele dobrze to
przyjmą.
- Pewnie.
Jestem Katie Bell. Jesteśmy na jednym roku (zmieniłam na potrzeby opowiadania).
– Dziewczyna wydawała się być zupełnym przeciwieństwem swojego chłopaka. Zero
niepewności, zero jąkania się. Złoty Chłopiec i najmądrzejsza czarownica od
czasów Roweny Ravenclaw zastanawiali się co ich połączyło i kto pierwszy
zapytał o chodzenie.
- Cześć. –Harry
uścisnął dłoń z Katie.
- Cześć. – dziewczyna
Rona przytuliła się z Hermioną. - No to może pójdziemy razem do pociągu? Nie
będziemy tu chyba stać przez wieczność i rozmawiać, prawda?
- Jasne. – odkrzyknęli chórem. Po czym poszli do pociągu
znaleźć jakiś wolny przedział prowadząc luźną rozmowę. Atmosfera powrotu do
„drugiego domu” udzieliła się każdemu i nikt nie myślał o swoich zmartwieniach.
Draco rozmawiał z Blaisem. Szukali też swoich przyjaciół. Mogłoby się wydawać, że oni mają ich wielu, ale nie. Tych prawdziwych było tylko kilku i oni tego zmieniać nie zamierzali. Wojna nauczyła ich ostrożności.
- O! Tam są!
– zauważył ich pierwszy Zabini. Miał na myśli Pansy, Dafne i Teodora.
- Cześć Wam!
– wykrzyknął Draco.
- Siemka! Co
tam u Was, chłopaki? – wykrzyknął Teo.
- Spoko. –
Draco odpowiedział w imieniu swoim i kolegi. Wyczuł też, że w głosie Teodora
było coś tajemniczego. Czyli pewnie chce im coś powiedzieć. Tylko co? Tego nie
wiedział, ale jak widać się nie pomylił, bo gdy szli do pociągu kolega podszedł
do niego i szepnął mu na ucho:
- Musimy
pogadać. – i wszedł do wagonu. Draco zastanawiał się o co może mu chodzić. Bo
wątpił w to, że będzie to lekka rozmowa. Ma jakiś problem, to oczywiste. Tylko
jaki? Stwierdził, że najlepiej będzie jak da sobie z tym teraz spokój, przecież
i tak za niedługo się dowie. Z tym postanowieniem wszedł za kumplem do pociągu.
Póki co Express Hogwart powoli zapełniał się uczniami, więc łatwo było znaleźć
wolny przedział. Teodor Nott, Pansy Parkinson, Dafne Greengrass, Blaise Zabini
i Draco Malfoy usiedli wygodnie w przedziale.
- No to kto
chce Ognistej? – powiedział widocznie zadowolony z siebie Blaise wyciągając na
stół whiskey.
- Jeszcze
nie dojechaliśmy do Hogwartu, a ty już chcesz nas upić? – spytała się lekko
oburzona Dafne.
- Nieeeee…
Jedną butelką się nie upijesz, a ja wolę sobie resztę zostawić na później, bo
alkoholu tak łatwo nie kupisz.
- Acha. –
odezwała się Pansy. – dobra pijemy to!
- No i to ja
rozumiem! – Zabini się wyraźnie ucieszył. Znalazł sobie poparcie. A to
oznaczało, że wszyscy chcąc, nie chcąc zaczęli pić razem butelkę Ognistej.
Nawet było całkiem przyjemnie, bo w końcu najlepsi przyjaciele zazwyczaj spędzają
miło czas. Rozmawiali o tym jak minął im koniec wakacji, ale nie poruszali
tematu wojny. Dla każdego z nich był to drażliwy temat. Nawet nie zauważyli jak
szybko zleciał czas i nie było już alkoholu w butelce. Żeby nikt nie nabrał
podejrzeń schowali ślady obecności whiskey. Wszystko było świetnie, każdy był w
dobrym humorze, do czasu gdy zauważyli jak młodsza siostra Dafne, Astoria siada
na kolanach Malfoya. Był to niecodzienny widok, wszyscy wiedzieli, że on jej
nienawidzi. Każdy był zdziwiony jej obecnością i to w dodatku na kolanach ich
najlepszego kumpla. Pierwszy z otrząsnął się właśnie sam zainteresowany.
- Możesz mi
powiedzieć co ty robisz w tym przedziale i to w dodatku na moich kolanach! –
powiedział Draco, po czym bezczelnie zrzucił z siebie natręta, strzepując ze
spodni nadmiar pudru, który nałożyła na siebie Greengrass.
- Siadam na
kolanach mojego przyszłego męża i nie wiem czemu mnie zrzucasz, Dracusiu mój
kochany. – Astoria nie widziała nic złego w tym, że tu przyszła. Rodzice
powiedzieli jej, że pewnie się z nim ożeni, bo są blisko podpisania umowy z
państwem Malfoy. Kiedy usłyszała tą informację dosłownie skakała z radości. Jej
marzenie mogło się spełnić i ona nie zamierzała tego zmarnować.
- O jakiego
męża ci chodzi! Ja ci nic nie proponowałem. Wynoś się, póki ci nic nie
zrobiłem. – Nie wiedział jakim cudem jeszcze jej niczym nie przeklął.
- Ty może
nie, ale twoi rodzice stwierdzili, że powinniśmy się ożenić. Wspaniale prawda,
Dracusiu mój kochany? – zaszczebiotała.
- Nie, nie
wspaniale, a teraz wypad z tego przedziału. Już! – dodał, kiedy obiekt jego
wściekłości nie ruszył się z miejsca.
- No dobrze,
czyli porozmawiamy w szkole, mój przyszły mężu! Pa! – podeszła do Dracona
pocałowała w policzek i wyszła z przedziału.
- Co to
miało być! Ja już sobie z rodzicami pogadam! Co oni sobie wyobrażają?! I
jeszcze ona! Czy ona ma w sobie choć odrobinę mózgu?! Raczej nie! Pffff…. –
pieklił się Draco, po czym zaczął się rękami wycierać w miejscu, gdzie
pocałowała go Astoria. – Fuuuuuu… Ej, chłopaki chodźcie, pomożecie mi to zmyć.
– miał na myśli ślad szminki. Ruszył w stronę łazienki mężczyzn, a jego
przyjaciele poszli razem z nim.
- Dobra, ty
Teo mów co chciałeś, a ty Diable daj mi coś czym zmyję tę głupią szminkę.-
rozkazał Draco.
- No bo
chodzi o to, że – zaczął Teodor – podoba mi się pewna dziewczyna. Jego koledzy
natychmiast zaprzestali wykonywania obecnych czynności i popatrzyli na kumpla z
szeroko otwartymi oczami.
- Serio?!
Kto to? – dopytywał się Zabini. Zazwyczaj nie mówił im takich rzeczy, więc to
go zdziwiło. Musiał się dowiedzieć kto to.
-
Tojestślizgonkaitojestpansyparkison. – powiedział na jednym wydechu Ślizgon.
- Mógłbyś
wolniej i głośniej? – Zapytał Dracon.
- Smokuuuu…
naprawdę muszę to powtórzyć?... – spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Tak. –
ostry głos przyjaciela uświadomił mu, że nie ma innego wyjścia.
- To jest
ślizgonka. – jego przyjaciele odetchnęli z ulgą. Łatwiej będzie im zaakceptować
wybrankę Notta. – I to jest Pansy Parkinson.
- To spoko.
Żaden z nas oprócz ciebie na nią nie leci, więc ci pomożemy w zdobyciu jej,
prawda Smoku? – wyraził swoją jak zwykle szczerą opinię Blaise.
- Prawda.
Gwarantuję ci, do ferii świątecznych będzie jeszcze twoja. Teraz radziłbym już
iść, bo się nasze drogie panie popłaczą, że nas długo nie ma. – powiedział
lekko rozbawiony Malfoy, po czym udał mdlejącą Pansy. Wszyscy się zaśmiali,
przystali na jego propozycję i poszli na swoje miejsca.
W tym samym czasie u dwóch ślizgonek…
- Patrzcie w
Proroku pisze, że wczoraj dokonano aż
pięciu morderstw na czarodziejach! Dwóch mugolskiej krwi, dwóch byłych
wyznawców Czarnego Pana i jeszcze jednej czarodziejki, której tożsamości
jeszcze nie odkryto. Piszą też, że na miejscach zbrodni zawsze były litery MWA.
Nikt jeszcze nie odkrył co one oznaczają. Ale, ale ja chyba wiem co one
oznaczają! – wykrzyknęła blada i przerażona Dafne…